Rozmowa z Anną Małek – kobietą, która pokonała raka.
Anna zachorowała na raka piersi, gdy miała 38 lat. Przeszła operację, radioterapię i hormonoterapię. Po 8 latach od pierwszej diagnozy pojawiła się wznowa: przerzuty do płuc, węzłów chłonnych śródpiersia i szyi. Sytuacja wyglądała na beznadziejną. Jednak Anna znów zawalczyła i poddała się chemioterapii. Leczenie zakończyło się remisją całkowitą, i ten stan trwa do dziś. Historia Anny pokazuje, że nawet przy zaawansowanym stadium choroby powrót do zdrowia jest możliwy.
Diagnoza “rak” zwala z nóg. Anna Małek usłyszała ją po raz pierwszy w 2009 roku. To było jak grom z jasnego nieba, który uderzył w nią znienacka w poczekalni, w przychodni lekarskiej.
Odebrałam wyniki badań w rejestracji. Do mojej wizyty było jeszcze pół godziny, więc postanowiłam zajrzeć do koperty z wynikami. Byłam zupełnie nieprzygotowana na to, co tam przeczytam, ponieważ ze wstępnych badań wynikało, że to niegroźny guzek. Przeczytałam wynik i w tej samej chwili świat mi się zawalił pod nogami. Przez następne pół godziny mierzyłam się z tą informacją samotnie, siedząc w tej poczekalni. Miałam takie poczucie, jakby mnie ktoś nagle zamknął w takiej niewidzialnej, szklanej bańce, z której nie ma wyjścia. Nie mogłam po prostu wystawić nogi i wyjść z niej, bo utknęłam na dobre. Wtedy zadzwoniła do mnie moja mama, pytając o wyniki. Odpowiedziałam jej zdawkowo, że jest bardzo źle. Nie potrafiłam głośno nazwać tej choroby po imieniu. Byłam przecież w miejscu publicznym, otoczona ludźmi, którzy siedzieli obok, w tej poczekalni. Musiało upłynąć jeszcze wiele czasu, zanim przekonałam się, że o nowotworze można mówić otwarcie.
Dołącz do nas!
Tu znajdziesz przygotowane specjalnie dla Ciebie darmowe wsparcie w zmaganiach z rakiem!
Na szczęście moment diagnozy to był jeszcze ten czas, gdy można było szybko zadziałać, realnie licząc na powodzenie leczenia. Anna “złapała” chorobę w odpowiednim momencie, bo miała nawyk wykonywania badań profilaktycznych.
Moja mama kładła nacisk na regularnie badania. Gdy byłam dzieckiem, systematycznie prowadziła mnie do dentysty, mówiąc: ” Ty mi jeszcze za to podziękujesz”. Wtedy, jako dziecko, myślałam sobie z przekąsem: “akurat, już to widzę!”. Jednak po latach zrozumiałam, że mama miała rację. Zasiała w mojej głowie ziarenko dbania o siebie nie tylko na zewnątrz, na przykład poprzez wizyty u kosmetyczki, ale też wewnątrz, poprzez badania profilaktyczne.
Maraton z przeszkodami
Leczenie raka przypomina trochę indywidualny bieg z przeszkodami. Anna, zapalona biegaczka, tym razem musiała wkroczyć na start naprawdę trudnego maratonu po własne zdrowie.
Obecność bliskich w trakcie tego biegu jest nie do przecenienia. Są jak kibice, którzy stoją przy bandzie i zagrzewają do walki. Nie zmienia to jednak faktu, że człowiek musi samodzielnie przyjąć na siebie ten trud i ból, który towarzyszy leczeniu.
Wiedziałam, że to ja muszę wystawić rękę, żeby wbito mi ten wenflon. To mnie będzie bolało.
W trakcie tego biegu można wiele dowiedzieć się o samym sobie. Walka z chorobą to nie tylko zgoda na zabiegi medyczne i towarzyszący im ból fizyczny. To również nieustanna praca nad swoją psychiką i podejściem do choroby.
Gdy rodzina pocieszała mnie mówiąc, że tak wiele osób wyszło obronną ręką z raka, ja od razu w głowie znajdowałam kontrargument: “no dobrze, wiele osób wyszło z choroby, ale wiele też przegrało”. Zmiana takiego myślenia to był u mnie długi proces.
Gdy zaczęłam mówić wprost, poczułam ulgę
Dopiero gdy doszłam do etapu, w którym zaczęłam mówić otwarcie o chorobie, poczułam, że coś się zmienia. Wcześniej nie potrafiłam się przyznawać do choroby obcym ludziom. Był to zbyt bolesny i osobisty temat. Jednym z przełomowych momentów była decyzja, by porozmawiać otwarcie o chorobie ze współpracownikami.
Wysłałam wiadomość do kolegów i koleżanek z pracy, w których prosiłam ich o spotkanie, bo chciałabym przekazać im coś ważnego. Idąc na to spotkanie słyszałam, jak niektórzy mówili:” pewnie Ania ogłosi nam, że jest w ciąży”. Pomyślałam ze smutkiem: “Zaraz usłyszycie coś zupełnie innego… Ta wiadomość pewnie zetnie was z nóg”. Tak też było. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, jednocześnie podziwiając mnie za odwagę. Pozytywne skutki tamtej rozmowy odczuwałam jeszcze długo potem. W pracy nie było ukradkowych spojrzeń i zastanawiania się, jak ja się czuję i czy można mnie spytać o chorobę. Poprosiłam wszystkich o to, by ten temat traktować otwarcie. Było to bardzo wyzwalające.
Proszę pani, bo ja mam taką wstydliwą chorobę
Wstyd, strach, bezradność, zrezygnowanie – pacjenci onkologiczni przeżywają wiele trudnych emocji. Niełatwo się odnaleźć w tej gmatwaninie myśli.
Jedna z kobiet chorujących na raka wyznała kiedyś mojej koleżance: “proszę pani, ja mam taką wstydliwą chorobę. Ja mam nowotwór”. Takie podejście do choroby było dla mnie szokujące. Po latach zrozumiałam, że w tego rodzaju emocji nie tyle chodzi o sam wstyd, co o przyznanie się otwarcie do tego, że nie jesteśmy tak perfekcyjne, jak nam się wydawało.
Gdy jest trudno, warto sięgnąć po pomoc specjalistów.
Każdej osobie, która choruje na nowotwór polecam psychoterapię. Nawet jeśli nam się wydaje, że to nam nic nie pomoże, to jednak warto przynajmniej spróbować. Ja dzięki psychoterapii uświadomiłam sobie, że nie muszę swoich problemów trzymać w sobie. Teraz umiem lepiej radzić sobie z własnymi emocjami. Gdy pojawiają się negatywne myśli, wyciszam się poprzez medytację. To mi bardzo pomaga.
Przekłuwanie bańki samotności
Anna Małek jest związana z Fundacją OnkoCafe od samego początku jej istnienia. Jest podopieczną fundacji, angażuje się też w różne akcje pomocowe. W tego rodzaju działalności nie ma miejsca na skrępowanie w dzieleniu się swoimi doświadczeniami związanymi z chorobą onkologiczną.
Mówienie wprost o własnej chorobie pozwala znaleźć wspólny język z osobami, które mają podobne doświadczenia. Jest to szczególnie istotne, gdy pojawiają się krytyczne momenty, takie jak wznowa. Nawrót choroby u Anny pojawił się po 8 latach od pierwszej diagnozy. Pierwsze symptomy były dość niewinne: to stany podgorączkowe i ogólne osłabienie organizmu. Ponieważ było to już długo po zakończeniu leczenia onkologicznego, to wznowa była ostatnią diagnozą, jakiej się spodziewała. Znowu pojawiły się chwile zwątpienia, ale potem było już łatwiej…
Za drugim razem byłam już lepiej przygotowana. Wiedziałam, z czym przyjdzie mi się mierzyć. Dzięki aktywności w fundacji miałam też wsparcie środowiska.
Fundacje onkologiczne działające na rzecz pacjentów dają poczucie, że chorzy nie są sami ze swoimi problemami. Dołączenie do fundacji może być sposobem na to, by przekłuć swoją bańkę samotności i zyskać nadzieję.
Gdy po latach leczenia usłyszałam w końcu od lekarza to upragnione zdanie: “pani Aniu, jest pani zdrowa!” pomyślałam, że muszę się podzielić moją historią, by dodać otuchy innym pacjentom. Mój przykład pokazuje, że nawet długi maraton leczenia można ukończyć z sukcesem.
Dziś już nie skupiam się na drobiazgach
Od pierwszej diagnozy Anny Małek minęło 12 lat. Leczenie zakończyło się remisją całkowitą.
Teraz mówię z wielką pewnością o tym, że jestem zdrowa. W trakcie leczenia raka wiele się nauczyłam. Przyjmuję wydarzenia, które dzieją się w moim życiu ze spokojem. Nie analizuję, dlaczego akurat mnie się przytrafiły. Zastanawiam się raczej, czego mogę się z nich nauczyć. Przestałam też skupiać się na drobiazgach i nieistotnych sprawach. Nabrałam więcej luzu. Nie zamartwiam się już tak, jak kiedyś. Nauczyłam się, że złe wydarzenia mogą też przynieść nam coś dobrego.
Rozmawiała: Natalia Wiszniewska