Agata Pastwa jest szczęśliwą żoną i mamą trzech dziewczynek. Dwie z nich są niepełnosprawne. W wieku 33 lat zachorowała na raka piersi. Mimo wielu życiowych trudności jest chodzącym wulkanem pozytywnej energii. Jej tajna broń to optymizm, który pomaga jej przetrwać trudne chwile w walce z chorobą. Mimo wielu przeciwności, których doświadczyła, Agata uśmiecha się i celebruje każdy kolejny dzień życia.
Spokojnie, nic się nie dzieje..
Bycie mamą niepełnosprawnych dzieci wzmaga czujność. Dbanie o dzieci i nieustanne monitorowanie ich zdrowia staje się jednym z priorytetów codzienności. W takiej sytuacji łatwo przeoczyć niepokojące sygnały, które wysyła własne ciało. Agacie jednak udało się wyłapać pewną anomalię.
– Na początku stycznia 2015 roku wyczułam u siebie guzek w piersi. – wspomina.
Szybko poszłam do lekarza ginekologa, by to skonsultować. Lekarz jednak stwierdził, że nie ma powodu do niepokoju, bo “nic się nie dzieje”. Zapewniał mnie, że guzek jest niegroźny i sam zniknie. Nie skierował mnie nawet na badanie USG. Ja zaufałam lekarzowi i starałam się nie martwić, jednak guzek nie chciał zniknąć.
Dołącz do nas!
Tu znajdziesz przygotowane specjalnie dla Ciebie darmowe wsparcie w zmaganiach z rakiem!
Minęły 3 miesiące, a u Agaty zaczął narastać niepokój. Na kolejnej wizycie spytała lekarza, czy nie potrzeba dodatkowych badań. – Lekarz stwierdził, że “skoro pani się tak upiera, to dla świętego spokoju dam pani skierowanie na USG”. – wspomina.
Szybko zapisała się na USG – prywatnie, bo czas był tu istotny.
– W trakcie badania lekarz radiolog wręcz nakrzyczał na mnie, że za późno się zgłosiłam z tym guzkiem, że bagatelizuję temat – mówi z nieukrywanym rozgoryczeniem.
Badanie USG nie potwierdziło wstępnej diagnozy, że “nic się nie dzieje”. Okazało się, że w piersi Agaty jest nie jeden a kilka guzków, które trzeba było pilnie skonsultować onkologicznie.
– Gdy trafiłam do szpitala dowiedziałam się, że “wyhodowałam sobie piękną hodowlę”. Bolały mnie takie uwagi, bo przecież zgłaszałam wcześniej moje obawy lekarzowi, ale mój stan zdrowia był bagatelizowany. Ja sama nie miałam wtedy jeszcze takiej świadomości, że powinnam jak najszybciej działać – wspomina.
– Rozpoczniemy od chemioterapii! – powiedział chirurg onkolog w szpitalu, analizując wyniki mammografii. – Ale jak to… chemioterapii? Co to znaczy? – spytała zaskoczona Agata.
– To znaczy, że ma pani raka – potwierdził lekarz.
Poproszę na krótko
W czerwcu postawiono diagnozę, a pierwsza chemioterapia odbyła się już w lipcu.
– Przed rozpoczęciem leczenia poszłam do znajomej fryzjerki i poprosiłam o ścięcie moich długich włosów na krótko. Chciałam w ten sposób przygotować mentalnie i rodzinę, i siebie.
Po chemioterapii włosy zaczęły mi wypadać i na kolejną chemię pojechałam już w chusteczce.
Co ciekawe, choć kiedyś sama oddawałam włosy na perukę, to sama nie byłam w stanie w niej chodzić.To dlatego, że wskutek brania silnych leków było mi ciągle za gorąco – wspomina.
Po chemioterapii Agata czuła się fatalnie. Sprawę dodatkowo pogarszał fakt, że musiała zmienić dietę. Trzeba było wyeliminować cukier i unikać przetworzonych rzeczy. Na szczęście mogła liczyć na wsparcie bliskich. By towarzyszyć jej w chorobie, cała rodzina Agaty przeszła na dietę razem z nią. – Zarówno mąż, jak i moi rodzice oraz przyjaciele wszyscy byliśmy w tym razem – mówi z nieukrywanym wzruszeniem.
Chcemy normalnie żyć
Chorowanie na raka w domu, w którym są dzieci z niepełnosprawnościami wymaga wspięcia się na wyżyny organizacji życia.
– Musieliśmy sobie wszystko na nowo ułożyć, zaplanować. Gdy jeździliśmy z mężem do szpitala na kolejną dawkę chemioterapii, to dziadkowie przejmowali opiekę nad dziewczynkami.
W przerwach mojego leczenia staraliśmy się funkcjonować tak, jak kiedyś, mimo wszelkich przeciwności. Jeździliśmy z dziećmi na wycieczki, chodziliśmy na spacery i robiliśmy to, co zwykle. Chcieliśmy po prostu normalnie żyć – mówi.
Jesienią miała miejsce długo wyczekiwana przez Agatę operacja usunięcia chorej piersi.
– Naprawdę się cieszyłam z tej operacji! Chciałam już jak najszybciej wyciąć tego raka. Poza tym pierś to nie ręka czy noga. Nie widać aż tak bardzo, że jej brakuje – mówi z uśmiechem.
Znalazłam swoje miejsce
Po operacji Agatę czekała jeszcze radioterapia, a następnie zastrzyki z leku z terapii celowanej. Potem nastała cisza. Włosy zaczęły powoli odrastać, życie wracało do normy. Czas płynął, a ona znowu zaczynała odczuwać niepokój.
– Od zakończenia leczenia nie wykonywano mi żadnych badań kontrolnych. – przyznaje.
Po roku od operacji pojawił się nowy guz, który wyglądał niepokojąco. Agata jednak ponownie odniosła wrażenie, że jej objawy zostały zbagatelizowane.
– Tym razem już nie czekałam biernie na dalszy rozwój wydarzeń – mówi. – Razem z mężem zaczęliśmy czytać o innych szpitalach i sposobach leczenia. W internecie znalazłam też historie dziewczyn, które również chorowały i dzieliły się swoimi doświadczeniami. Odbyłam konsultacje u różnych lekarzy – wspomina tamten czas.
W ten sposób, po nitce do kłębka, trafiła do Centrum Onkologii w Gliwicach.
Nowy guz okazał się być wznową choroby, którą leczyła już właśnie tam.
– Obecnie moja choroba jest w remisji. Ja jednak nadal pozostaję pod stałą opieką lekarzy z tego ośrodka, czuję się tutaj dobrze zaopiekowana i bezpieczna. – przyznaje.
– Kiedyś dostałam od Fundacji Alivia książkę pt. “Siła życia. Podaj dalej”. Przeczytałam w niej coś, co mocno utkwiło mi w pamięci. Brzmiało to mniej więcej tak: “Jeśli nie jesteś ufny wobec ośrodka, w którym się leczysz, to poszukaj alternatywy. Spróbuj gdzie indziej”. To mnie podbudowało i wzmocniło. Zaczęłam działać. Założyłam konto Skarbonka w Fundacji Alivia, by rozpocząć zbiórkę pieniędzy na leczenie i dojazdy do Gliwic. Byłam wzruszona i bardzo pozytywnie zaskoczona, bo w ciągu doby od otwarcia konta zebrałam potrzebną kwotę! – wspomina.
Moje źródła siły
– Siłę do działania czerpię z wiary. Wzmocniła mnie też psychoterapia, którą przeszłam jako rodzic niepełnosprawnych dzieci – przyznaje. – W procesie leczenia głowa odgrywa bardzo ważną rolę. Ja twierdzę, że odpowiednie nastawienie to 90% sukcesu. Robię więc co w mojej mocy, by dbać o siebie. Czerpię radość z drobnych rzeczy. Staram się dostrzegać, jak te z pozoru przypadkowe zdarzenia w naszym życiu się układają, szukam wyjścia z każdej trudnej sytuacji.
Dużo energii dał Agacie powrót do pracy zawodowej. Było to możliwe dzięki mężowi, który z kolei zrezygnował z pracy, by zajmować się niepełnosprawnymi dziećmi. Agata odnalazła w sobie nową siłę. Wstąpiła też do Stowarzyszenia Amazonek.
– Spotykam się tu z kobietami, które mają za sobą podobne przeżycia, co ja. Rozmawiamy, żartujemy, wspominamy i wymieniamy się doświadczeniami. Pomagamy sobie nawzajem, gdy sytuacja tego wymaga. Po prostu jesteśmy ze sobą, spędzamy razem czas. Kobiety, które przeszły tę samą chorobę, rozumieją się najlepiej. Takiego wsparcia warto poszukać wokół siebie. Polecam! – uśmiecha się.
Autor: Natalia Wiszniewska