Katia ma 25 lat, dyplom z komunikacji promocyjnej i kryzysowej oraz doświadczenie w branży HR – zarządzania zasobami ludzkimi. Ma też za sobą trzy doby w przepełnionym pociągu do Polski, którym udało jej się uciec z ogarniętej wojną Ukrainy. Na podłodze w korytarzu albo trzymając na kolanach przestraszonego jedenastoletniego brata, który nie rozumiał, dlaczego musi zostawić rodziców, kolegów z podstawówki i wszystko, co zna. Mówił, że przecież w piwnicy, gdzie chowali się ostrzegani przed nalotami, nie było tak źle. Ostatnie wspomnienie z kraju, jakie mają Katia i Sasza, to przeraźliwie zimny, ciemny, odcięty od prądu dworzec i wycie syren alarmowych nad głowami.
Ale Katia ma też szczęście. Nie choruje na nowotwór, jak ci, którzy w takich samych warunkach uciekali z Ukrainy. Kateryna Delikatna z ramienia Onkofundacji Alivia pomaga im rozpocząć lub kontynuować leczenie na terenie Polski.
Dzień dziewiąty
Kateryna pochodzi z Czerkasów w centralnej Ukrainie, ale od kilku lat mieszka w Polsce. Stąd jej znajomość języka, realiów życia i doświadczenie zawodowe w pośredniczeniu w znalezieniu pracy dla obywateli Ukrainy. Do swojego kraju pojechała niedawno w odwiedziny do rodziców. Tam zastała ją wojna. W dziewiątym dniu konfliktu wsiadła z bratem do pociągu i ruszyła do Polski, zostawiając tam rodziców w randze pułkowników, którzy działają na rzecz kraju. Po przyjeździe do Warszawy poszła na spotkanie w sprawie wynajmu mieszkania dla osób uciekających z Ukrainy. Tak się złożyło, że Polka, która pomagała znaleźć im lokum jest związana z Onkofundacją Alivia. Słysząc, że Katia świetnie posługuje się językiem polskim, zapytała, czy byłaby zainteresowana zatrudnieniem w Alivia, gdzie właśnie szukali konsultantki ds. pacjentów ukraińskich. Szybko okazało się, że to praca na pełen etat. Dziennie do Onkofundacji zgłasza się nawet 40 chorych, często przebywających jeszcze po tamtej stronie granicy:
Dzwonią i mówią: przepraszam, mamy tutaj wojnę. Nie mam ani leków, ani możliwości dostać się do szpitala, bo w moim mieście szpitala już nie ma.
Dołącz do nas!
Tu znajdziesz przygotowane specjalnie dla Ciebie darmowe wsparcie w zmaganiach z rakiem!
Przepraszam, mamy tu wojnę
Nawet jeśli w zachodniej Ukrainie szpitale wciąż działają, to dostawy leków są wstrzymane na terenie całego kraju, a terapia zastępcza, którą można kontynuować w domu, bywa nieskuteczna. Często lekarz, który prowadził pacjenta, sam wyjeżdża albo może konsultować tylko przez telefon. Do tego dochodzą niestandardowe sytuacje, problemy, na które trzeba reagować elastycznie i – jak w każdym innym przypadku – szybko. Chorzy, którzy nie mogą kontynuować właściwego leczenia onkologicznego, boją się, bo ich stan pogarsza się z każdym kolejnym dniem wojny. Co więcej, wielu z nich już po jej wybuchu dowiedziało się, że choruje na nowotwór. Zgłasza się też mnóstwo osób, które były w remisji, a wraz z wojną, strachem i stresem, przyszedł nawrót choroby. Nie wiedzą, co robić. Praca Katii polega na tym, żeby pomóc im odnaleźć się w tej podwójnie dramatycznej sytuacji.
Trafiają do niej dzięki ogłoszeniom, jakie umieściła na ukraińskojęzycznych facebookowych grupach oraz poprzez stronę internetową serwisu informacyjnego, który Alivia uruchomiła dla chorych na raka uchodźców z Ukrainy. Inni zgłaszają się z polecenia osób, którym fundacja już udzieliła pomocy: Bardzo dziękują Polsce i Polakom. Dziwnie mi to czytać – przyznaje bohaterka – bo ja sama jestem Ukrainką. Oczywiście rozumiem te podziękowania i dołączam się do nich. Ze starszymi osobami, które nie korzystają z internetu, Kateryna rozmawia telefonicznie. Gdy nie chcą zabierać czasu, świadomi, że są młodsze osoby, które potrzebują pomocy, przekonuje, że wszyscy na nią zasługują. Ale nie tylko oni czują się bezpieczniej, wiedząc, że po drugiej stronie jest konkretny człowiek, który nie tylko nawiguje krok po kroku, ale też rozwiewa wątpliwości:
Często dostaję pytania: czy na pewno ktoś mi tam pomoże? Nie wierzą, że to możliwe. Czasem myślą – jakoś to będzie. Dodaję im otuchy i wiary, że warto szukać pomocy. Ci ludzie znaleźli się w bardzo trudnej psychologicznie sytuacji. Moim zadaniem jest przekonać ich, że to szansa na to, żeby żyć.
Pomoc – ale jaka?
W Polsce działa specustawa, na mocy której ukraińscy pacjenci mogą liczyć na bezpłatne leczenie onkologiczne. Onkofundacja Alivia zajmuje się przekazywaniem informacji, jak i gdzie mogą umówić się na wizytę, tłumaczeniami dokumentacji medycznej, umawianiem wolontariuszy do tłumaczenia z polskiego podczas wizyt lekarskich, a gdy to wskazane, zapewnieniem pomocy psychologicznej. W szczególnie trudnym położeniu są mężczyźni w wieku 18-60 lat, którzy nie mogą opuścić Ukrainy ze względu na stan wojenny, choć chorują na raka. Alivia współpracuje z prawnikami, by przygotować dokumenty, na podstawie których straż graniczna będzie mogła podjąć decyzję o zezwoleniu na wyjazd z kraju na leczenie onkologiczne. W każdym przypadku staramy się pomóc – przekonuje Katia.
Gdy jest „smutnie”
To nie jest wojna. To większe i gorsze, skoro giną niewinni cywilni ludzie – Katia zawiesza głos, nie chce mówić o szczegółach. O tym, co widziała i wie. Trzeba skupić się na codzienności – ugotować obiad dla Saszy, odrobić z nim lekcje, pójść na rower, choćby chciało się leżeć i płakać. Kateryna studiuje psychologię, wie czym jest psychoterapia. Może też liczyć na wsparcie współpracowników, którzy troszczą się, żeby odpoczywała od pracy i problemów, z którymi się styka. Pewnie to pozwala jej radzić sobie z ogromem ludzkich tragedii i ukoić własny ból. Bywa trudno, ale – jak przekonuje z empatią – teraz tak ma każdy Ukrainiec.
Czasem jest smutnie, ale mnie dużo daje to, że czuję się przydatna. Gdy jest weekend, czekam już na poniedziałek. Pomaganie to moja pasja, a nie to, że tylko robię “coś tam” i idę sobie dalej. Chodzi jednak o ludzi i o ich życie – mówi bohaterka, w każdym znaczeniu tego słowa.
Z Kateryną Delikatną rozmawiała Agata Bisko