Terapia Simontonowska uwolniła mnie od paraliżującego strachu, przyniosła dużo spokoju i przede wszystkim dała mi nieocenione poczucie, że mam wpływ, bo mogę działać. Mogę zrobić coś więcej niż tylko czekać w stresie ciasno opleciona lękiem od wyników do wyników. Dziś już wiem, że to moje „chorowanie” mogę przeżywać inaczej. Po prostu żyć spokojniej, pełniej i radośniej.
Nowotwór to choroba ciała, myśli i emocji
Mam na imię Kinga i od prawie 5 lat jestem „ciekawym” przypadkiem onkologicznym. Na warsztaty z Terapii Simontonowskiej trafiłam po leczeniu. Miałam za sobą wyczerpujące 3 lata na, które składała się diagnoza, długa obserwacja, wybór metody leczenia i w końcu po 2,5 roku od diagnozy – leczenie. Czułam się szczęśliwa, że zabieg zakończył się pomyślnie i bez ubytków neurologicznych jak to ładnie ujął Pan doktor. Z długiej listy tego, co mogło się wydarzyć najbardziej bałam się ograniczenia sprawności fizycznej i umysłowej. Po udanym zabiegu zaczął schodzić ze mnie stres, który towarzyszył mi każdego dnia przez te 3 trudne lata. To była mieszanka ogromnego napięcia połączona ze szczęściem, że żaden z czarnych scenariuszy się nie sprawdził. Fizycznie czułam się dobrze, ale psychicznie byłam wykończona. Dziś już wiem, że nowotwór to choroba ciała, myśli i emocji. W mojej historii onkologicznej emocje ucierpiały bardziej, niż ciało. Czułam się psychicznie i emocjonalnie wyczerpana.
Nauka radzenia sobie z żalem
Czekałam na badania kontrolne po leczeniu i nie radziłam sobie z emocjami, które skrywane gdzieś głęboko przez ten cały czas po prostu zaczęły wypływać. I wtedy dotarło do mnie, że nie chcę już dłużej w taki sposób przeżywać mojego „chorowania”. Nie chcę, bo prostu nie dam rady. Przede mną był dwuletni okres obserwacji czy leczenie się powiodło (wynik, co pół roku), a potem perspektywa badań kontrolnych co rok, a potem co dwa lata już do końca życia. Wiedziałam, że potrzebuję coś zmienić. Czułam, że doszłam do ściany. Dziś widzę, że po prostu dojrzałam do tego. I wtedy niespodziewanie na e-maila wpadło mi info o warsztatach Simontona. Moją uwagę przykuło zdanie: „Nauczymy Cię jak sobie radzić z żalem”. To był mój haczyk. Nie miałam pojęcia kim był Simonton. Nie miałam pojęcia o jego terapii. Ja „tylko” chciałam poradzić sobie z moim żalem.
Poczułam, że mam wpływ
Te 4 dni warsztatów odmieniły mnie. Czułam się tak jakby ktoś wyjął mnie z mojego dotychczasowego życia i pokazała mi je z zupełnie innej perspektywy. Nagle zobaczyłam wiele innych dróg i możliwości. Poczułam, że mogę mieć realny wpływ na wyniki badań kontrolnych, że moja rola nie sprowadza się tylko do odpowiedniej diety, aktywności fizycznej, odpoczynku i czekania w stresie od wyników do wyników. Zobaczyłam ile jeszcze mogę zrobić w tej pogoni za odzyskaniem spokojnego życia. To dało mi nadzieję, bo dostrzegłam, że mogę brać bardziej aktywny udział w procesie budowania swojego zdrowia. Poczułam, że mam wpływ większy, niż myślałam. I to był początek mojej zmiany. To był początek mojej drogi z terapią Carla Simontona.
Dołącz do nas!
Tu znajdziesz przygotowane specjalnie dla Ciebie darmowe wsparcie w zmaganiach z rakiem!
Terapia Simontona pokazała mi inne, kompleksowe, ujęcie chorowania i drogi do zdrowia. Skoro myśli i emocje biorą aktywny udział w chorobie, to znaczy, że możemy je wykorzystać również w drodze po zdrowia. Zaczęłam od ograniczania tego, co mi szkodzi. Skupiłam się w pierwszej kolejności na odpowiednim przeżywaniu stresu. Według dr Mariusz Wirgi (polskiego współpracownika Carla Simontona) to nie stres powoduje zapadanie na choroby, ale to, czy i jak potrafimy sobie z nim radzić. Trafiło to do mnie. Przecież wszyscy się stresujemy, a nie każdy choruje. Pracę nad sobą zaczęłam od nauki lepszego przeżywania stresu i wyrażania emocji. Przed diagnozą wszystko dusiłam w sobie, wychodziło mi to wręcz perfekcyjnie.
Założyłam stronę na Facebooku „RakCiach – terapia Simontonowska” z myślą o sobie i innych. Dzielę się tam moją drogą do zdrowia w ujęciu terapii Simontona. Traktuję to jako ćwiczenie w nazywaniu i wyrażaniu emocji. Jeśli chcę coś przekazać, najpierw potrzebuję to zauważyć, przemyśleć i nazwać. To wiele porządkuje i bardzo pomaga w codziennej pracy nad sobą. Potem przyszedł czas na pracę z przekonaniami, czyli pracę nad zdrowym myśleniem (nie mylić z pozytywnym). Zdrowe myśli nie zawsze są pozytywne, ale nie obciążają. Terapia Simontonowska dała mi narzędzia do samodzielnej pracy nad sobą. Wsłuchuję się w siebie i wcielam w życie w zależności od potrzeb to czego się nauczyłam. Uczę się żyć świadomie.
Dziś po prawie 5 latach zmagań, już nie walczę. Mam w sobie dużo więcej spokoju, radości i spełnienia. Coraz odważniej patrzę w przyszłość bo czuję, że jestem na dobrej drodze do zdrowia i, że dużo w tej podróży zależy ode mnie.
Carl Simonton był amerykańskim onkologiem i radiologiem, który przez długie lata obserwował, jak efekt leczenia radiologicznego jest uzależniony od nastawienia pacjenta. Terapia Simontonowska zbudowana jest wokół 10 umiejętności zdrowienia. Jest to program uzupełniający tradycyjne leczenie skierowany do pacjentów onkologicznych i ich bliskich. Więcej na ten temat można przeczytać na stronie Stowarzyszenia Unicorn i w Simontonowskim Instytucie Zdrowia.
Autorka: Kinga, autorka strony na Facebooku „RakCiach-terapia Simontonowska”